29-30 sierpnia Krakowska Grupa Rekreacyjna odbyła dwudniową wycieczkę Szlakiem Orlich Gniazd. Z samego rana bo kilka minut po 7 wyruszyliśmy grupą 14 osób ku kolejnej przygodzie. Marek miał czekać na nas w Rabsztynie. Pogoda nie wyglądała najlepiej, ale to nikomu nie przeszkadzało :) Jako, że mieliśmy dużo kilometrów przed sobą tempo było dość duże. Pierwszy taki kilkunastominutowy postój zrobiliśmy przy „źródełku miłości” w Ojcowie. Odpoczynek, kilka zdjęć i ruszyliśmy dalej. Po drodze mijaliśmy Zamki w Ojcowie i Pieskowej Skale. Ponieważ są najbliżej Krakowa odwiedzimy je jeszcze nie raz więc nie zatrzymywaliśmy się na dłużej. W Olkuszu zatrzymaliśmy się aby coś zjeść i skorzystać z cywilizowanej toalety :) Kiedy już wszyscy zaspokoili swoje potrzeby ruszyliśmy do Zamku Rabsztyn, gdzie przywitaliśmy się z Markiem.

Gdy wjeżdżaliśmy pod zamek usłyszeliśmy salwę armatnią. Czyżby na naszą cześć? Na zamku były pokazy rycerskie, ludzie występowali w strojach z tamtych czasów co sprawiało, że człowiek czuł się jakby przeniósł się w czasie. W zeszłym roku nie dało się zwiedzać tych ruin, dlatego będąc na miejscu po prostu musieliśmy wstąpić.

Czas nieubłagalnie leciał i ruszyliśmy w dalszą podróż. Następny na naszej trasie był Bydlin. Też piękne ruiny zamku. Co tu dużo mówić to trzeba zobaczyć Kolejnymi był Smoleń (przepiękne ruiny) oraz Pilica. Na trasie nie zabrakło przygód. Jechaliśmy przez lasy, wzniesienia i podziwialiśmy krajobrazy. Darkowi przebiła się dętka co zmusiło nas do nieplanowanej przerwy.

Oczywiście wielu z nas kibicowało Darkowi podczas wymiany, ale znaleźli się i tacy uczestnicy, którzy pomogli. Po wymianie ruszyliśmy w kierunku miejsca naszego noclegu w Kiełkowicach w „Orliku”. Tam też zjedliśmy obiadokolację, która była bardzo smaczna. Trochę wysiłku fizycznego i od razu wszystko smakuje wybornie! Po rozpakowaniu swoich rzeczy i załatwieniu potrzeb ruszyliśmy jeszcze grupą na zwiedzenie Ogrodzieńca w nocnym klimacie. Okazało się, że w Ogrodzieńcu również odbywały się koncerty np. zespołu Piersi i różne pokazy. Niestety samego zamku nie mogliśmy już zwiedzić gdyż był czynny do godz. 20 ale na dziedziniec ochroniarz nas wpuścił więc kilka pamiątkowych zdjęć mamy.

Po powrocie do pokojów i wykąpaniu się, był czas dla siebie czyli czas na integrację :) Rano pobudka wcześnie bo już po 6, aby zjeść wspólne śniadanie i wypić poranną kawę a także przygotować się do kolejnego dnia przygód.

Kolejnym zamkiem na naszej trasie był zamek „Bąkowiec”, ruiny zamku którego niestety nie dało się zwiedzić ze względu na jego uszkodzenia. Jadąc dalej trafiliśmy na abstrakcję gdzie znak mówił o zakazie poruszania się rowerów a za znakiem oznaczone drzewa o szlaku rowerowym prowadzącym dokładnie w ten las. Podjechaliśmy nim kawałek natrafiając na Jaskinię Głęboką. Po zrobieniu kilku zdjęć przyszło nam zapłacić po 2zł od osoby, gdyż okazało się, że jesteśmy w lasach gdzie wstęp jest płatny. Po uiszczeniu opłat ruszyliśmy przez Zdów, a stamtąd na Zamek Królewski w Bobolicach. Pięknie odremontowane ruiny przez prywatną osobę sprawiły, że zatrzymaliśmy się aby odpocząć w tym pięknym miejscu. Darek po raz kolejny nieszczęśliwie złapał gumę w kole i mógł poćwiczyć swoje umiejętności w zmienianiu dętki :) a my wykorzystaliśmy przerwę na regenerację sił i chwilę odpoczynku.

Po następnych kilku kilometrach naszym oczom ukazały się ruiny zamku w Mirowie który obecnie jest w remoncie.

Jeśli chodzi o te 2 zamki to jest związana z nimi pewna historia…

„Zamki znajdują się w niedużej odległości od siebie, bo zaledwie ok. 2 km. Dzięki temu zrodziła się legenda o tajemnym podziemnym przejściu pomiędzy nimi. Tak poznajemy historię dwóch braci, którzy zamieszkiwali w obydwu zamkach. Jeden z nich powrócił z wyprawy wojennej z piękną dziewczyną, podczas gdy drugi czekał na niego o chlebie i wodzie. Łupy wojenne podzielili między siebie, natomiast o dziewczynę rzucili los. Szczęście w tej niecodziennej loterii dopisało bratu z Bobolic. Ale jak to w życiu i w bajkach bywa, dziewczyna pokochała ze wzajemnością pana z Mirowa. Spotykali się więc potajemnie w podziemnych lochach pomiędzy zamkami. Historia ta nie kończy się niestety szczęśliwie, bo sprawa się „rypła”. Brat zabił brata, a swoją niewierną żonę zamurował w podziemnych korytarzach które łączyły oba zamki.”

Pod zamkiem Mirów stała Pani z lodami włoskimi. Nic dziwnego, że przy tym gorącym dniu wszyscy rzuciliśmy się na trochę ochłody i kilka minut przerwy.

Kolejne nasze kilometry kierowały nas przez Moczydło, Krasawa, Zrębice aż do zamku w Olsztynie. Przed zamkiem na płycie rynku ustawiony był wąż i każdy mógł się schłodzić (temperatura wynosiła ponad 30 st. C). Tutaj mieliśmy dłuższą przerwę, jednak i tak nie zdołaliśmy zwiedzić całych ruin zamku, gdyż jego teren jest naprawę bardzo duży.

To był ostatni nasz postój i ostatni zamek na Szlaku Orlich Gniazd który były w naszych planach. Następny postój to już Częstochowa, która była naszym celem.

W Częstochowie mieliśmy czas dla siebie, do czasu pociągu powrotnego, można było zwiedzić Sanktuarium na Jasnej Górze. Później część z nas poszła na pociąg, Agnieszka, Andrzej i ja czekaliśmy na Marcina i Natalię, którzy mieli przyjechać po nasze rowery zabierając je do Krakowa.

Zapakowaliśmy rowery na przyczepkę i ruszyliśmy w drogę powrotną. Na dworcu w Krakowie byliśmy po 22 gdzie drużyna 15 wspaniałych została oficjalnie rozwiązana…. :)

Poniżej kilka zdjęć z wyjazdu, ślady z trasy oraz kilka informacji o przebytej drodze.

Pokonaliśmy wspólnie 181 km dlatego do tabeli wpisujemy sobie tą równowartość.

https://docs.google.com/spreadsheets/d/1exQ-dVclHqQUcIH09Vf9HTBEZoEbuoa8TB5vNTezbJ4/edit#gid=1027282074

DYSTANS Całkowity: ~181km
1 Dzień: DYSTANS: 107 km, CZAS TRWANIA: 12g:13m:31s, W GÓRĘ: 1145 m, W DÓŁ: 922 m,
2 Dzień: DYSTANS: 74.13 km, CZAS TRWANIA: 8g:48m:16s, W GÓRĘ: 618 m, W DÓŁ: 682 m

Dziękuję wszystkim za uczestnictwo. Szczególne podziękowania dla Agnieszki Kowal i Andrzeja Orzechowskiego za pomoc w przygotowaniu trasu i jej organizację. Marcinowi i Natalii Kozioł, za przyjazd po rowery i ich transport, a całej reszcie za dobre towarzystwo i wspólne kilometry pełne przygód i dobrego humoru.

Do zobaczenia na kolejnych wyjazdach.