Upał…to pojęcie meteorologiczne jest niezaprzeczalnie związane z jednym rajdem rowerowym!

Kto był w niedzielę 10-06-2018 uczestnikiem to wie o czym piszę!

Tak to był V Rajd Rowerowy po Gminie Zielonki, który jak co roku ściągnął rzesze zwolenników jazdy na rowerze. Ponoć pod swe skrzydła w tym roku przyjął około tysiąc uczestników, a nadmienię iż nas samych było ponad 40 osób. Więc jakby to powiedział Prezes Stowarzyszenia Travelling Inspiration Marcin - jest moc!!!

Początek dnia nie zapowiadał takiego gorąca, a nawet wydawało by się że pogoda będzie idealna na jazdę. Bez deszczu, brak palącego słońca - wydawałoby się idylla.

Każdy z nas w dobrym humorze zmierzał na pl. Wolnica na spotkanie, które było zaplanowane na 12. w samo południe. Jak pisałem wcześniej pojawiło się mnóstwo osób w liczbie 40 chcących spędzić ten dzień na wspólnym kręceniu na rowerze.

Po kilku słowach wyjaśnienia gdzie zmierzamy, co nas czeka i przypomnieniu zasad ruchu na drodze podzieliliśmy się na trzy grupy przejazdowe. Pierwszą prowadził Mirek, drugą Andrzej, a trzecią Mateusz. Przejazd przez miasto był sprawny i zorganizowany więc obyło się bez przygód, może tylko taka, że trzecia grupa dotarła inną drogą, ale trafiła do celu. Znając „Meffika” to zapewne przeciągnął ich przez jakieś bezdroża :)

Po dojechaniu do miejsce startu rajdu na boisko KS „Bibiczanka”, okazało się, iż na miejscu jest już mnóstwo uczestników. Bardzo dużo było dzieci wraz z rodzicami, co bardzo cieszy ponieważ pokazuje to, że wbrew obiegowej opinii młoda latorośl nie tylko spędza czas przy komputerach, tudzież innych sprzętach elektronicznych. W naszych szeregach też było kilku młodocianych uczestników. Chwała im za to, a w szczególności im rodzicom, za to iż krzewią w nich ducha jazdy na rowerze. Może będą z nich przyszli zawodnicy, którzy dumnie powiedzą, że ich początki były z Krakowskim Klubem 80 Rowerów.

Po rozlokowaniu się na miejscu udaliśmy się do organizatora w celu odebrania pakietów startowych, w których skład wchodził numer startowy, los na loterię, bloczek na posiłek, mapa przejazdu, koszulka i reklamy sponsorów. Dzięki temu, że Mirosław z organizatorami załatwił nam wcześniej w/w pakiety obyło się bez stania w gigantycznej kolejce (oczywiście dla osób, które wcześniej zadeklarowały do Niego swe uczestnictwo). Po rozdaniu pozostało Nam czekać na start, który miał się odbyć o godzinie 14. Były do wyboru dwie trasy, jedna 9 kilometrów, a druga na którą się wybieraliśmy to 25 kilometrów. W tym czasie powoli i nieśmiało zaczęło pojawiać się słońce, tak to które podczas przejazdu dało się nam mocno w kość.

Punktualnie o 14 zgodnie z planem nastąpił start pierwszej grupy na trasę 25 kilometrową. Uczestników było tak dużo że organizatorzy bojąc się wielkiego ruchu rowerzystów na drogach postanowili dzielić na wiele grup.

Tak więc wystartowaliśmy, sami nie wiemy w której grupie, ale ruszyliśmy do przodu powoli nawijając kilometry na koła. Wiem co piszę, iż powoli ponieważ start rozpoczął się od podjazdu, który bardzo szybko zweryfikował kto jaką posiada kondycję lub wolę walki.

I tak mozolnie do przodu zaczęliśmy jazdę w tej spiekocie, która powoli zaczynała nam doskwierać. Kilometr za kilometrem zaczynały szybko znikać a nam coraz bardziej się podobało, były podjazdy, wspaniałe i szaleńcze zjazdy, był asfalt, były i szutry, trochę grząskiego piachu, oglądanie otaczającej przyrody i architektury, było wszystko co ze sobą niesie jazda na rowerze. W takiej atmosferze czas przejazdu szybko mijał i jak już zaczęliśmy się rozkręć oczom naszym ukazała się meta, a więc koniec wspaniałej jazdy.

Na mecie czekały na nas medale (kolejne do kolekcji) i satysfakcja z ukończenia rajdu. Teraz należało odnaleźć resztę grupy zagubionej gdzieś na trasie, zlokalizować kawałek ziemi w cieniu i oczywiście…. skorzystać z bloczków na posiłek i napojów. Napojów tego dnia ile by nie miał człowiek ze sobą to i tak było mało.

Konsumpcja, oglądanie występów na scenie, rozmowy i wymiana opinii z innymi uczestnikami - tak spędzaliśmy czas w oczekiwaniu na gwóźdź programu jakim był koncert zespołu IRA.  W trakcie czekania powoli zaczynał wykruszać się nasz zespół ponieważ niektórzy uczestnicy chcieli udać się do domów. Nie dziwię się niektórym ponieważ dzień wczesnej dokonali szaleńczej jazdy z Krakowa do Katowic i z powrotem czyli około 200 kilometrów! I jeszcze pojawili się w niedzielę na rajd. Wielki szacunek dla nich… robicie rzeczy niemożliwe!!!

Dla tych co pokonali 100 kilometrów i też się pojawili to samo… wielki szacunek!!! Jesteście wielcy i robicie to jeszcze w naszych koszulkach klubowych Klubu 80 Rowerów za co dla was wielka chwała!

Powoli dzień chylił się ku końcowi, rowerowych uczestników było coraz mniej a i powoli zbliżający się deszcz wyludniał miejsce spotkania.

W grupce niewielu już z naszej drużyny uczestników (jak to nieraz się śmiejemy „Drużyny Pierścienia”) doczekaliśmy koncertu i już w trakcie ulewy która nastąpiła przyszło nam się rozkoszować muzyką płynącą ze sceny. Powiem wam, że było na co czekać i moknąć zespół IRA dał naprawdę wspaniały koncert, a mnie w szczególności utkwił w pamięci cover piosenki zespołu Nirvana na myśl, o której do tej pory mam ciarki na plecach.

Powrót do Krakowa i domów już był grubo po 22 w strugach ulewnego deszczu i odgłosach burzy, która straszyła nas cały czas.

Dziękujemy wszystkim za wspólnie spędzony dzień, bardzo dziękujemy za tak liczne pojawienie się na tym wydarzeniu w którym Krakowski Klub 80 Rowerów jak co roku uczestniczył. Podziękowania dla wszystkich, którzy dumnie noszą nasze barwy dzięki Wam jesteśmy postrzegani w coraz szerszym gronie co było widoczne w magazynie Made in Małopolska i Telewizji Małopolska.

Jak zawsze… kto był niech się cieszy, a kto nie był niech żałuje… za rok kolejna szansa!

Razem pokonaliśmy ~60km więc tyle wpisujemy sobie do naszej tabeli wyników :) https://goo.gl/cdQ2ru

Poniżej zdjęcia z tego pamiętnego dnia :)